sobota, 28 stycznia 2012

"Zagraj to, Sam. Zagraj..."









Dzisiaj w poszukiwaniu lokalnych specjałów trafiliśmy do knajpki, która swoim wystrojem bardziej przypominała klimat z „Casablanki” niż portową tawernę. Stare pianino (niestety nikt nie grał na nim w białych rękawiczkach, ale obsługiwała nas czarnoskóra kelnerka), a zamiast Fado muzyka z lat 40-tych. Na szczęście kuchnia portugalska. Ja zamówiłam zupę z owoców morza oraz Feijoada com mariscos, Maciek „Jardinheira’ę” a Pola „Camaraos” - grillowane krewetki (jest ich fanką od Madery) tylko Lenka musiała zadowolić się chlebem (na razie posiada tylko 3 zęby). Jedzonko średnie i dosyć drogie, ale w ramach poznawania nowych smaków postanowiliśmy przetestować miejscowe restauracje. I tak jedliśmy już w knajpie brazylijskiej, która tym różni się od portugalskiej, że serwuje potrawy z grilla głównie mięso (Maciek zachwycony), ale też np. grillowany ananas. Poli najbardziej smakowały kiełbaski, Lence chlebekJ. Ja jestem fanką narodowej portugalskiej potrawy czyli bacalhau (dorsz, który w lokalnych sklepach występuje w formie suszonych filetów), który jak twierdzą Portugalczycy można przygotować na 365 sposobów czyli na każdy dzień w roku. W menu nie może oczywiście zabraknąć owoców morza, które serwowane są tu od „entrady” (przystawka) w formie „petiscos” począwszy, zupy aż po danie główne kończąc mam nadzieje, że nie na deser...Podobno lokalne przysmaki to węgorze i małże z tutejszych lagun oraz „ovos moles” czyli kandyzowane żółtka jaj w „opłatkowym” cieście. I jeszcze wiele innych potraw, które mam nadzieję uda się nam przetestować przez te dwa lata… Jedna rzecz, do której nie możemy się przyzwyczaić to tutejsze godziny posiłków tzn. obiady w restauracjach są serwowane do godziny 15-tej, w niektórych do 14-tej. Potem przerwa przez parę godzin i dopiero kolacja od 19-tej godziny. Jeśli się nie zdąży do 15-tej na obiad to potem klops (pozostaje ewentualnie McDonald) albo gotowanie w domu - sami się już o tym przekonaliśmy. Dlatego zwiedzanie zaczynamy od obiadu, potem kawka i można ruszyć w miasto…

2 komentarze:

  1. Kandyzowane żółtka??? A jak to smakuje? To może to jest właśnie deser;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Basiu, to taka europejska nowomowa. Po naszemu to bedzie jakoś tak - przypalony kogel-mogel.

      Usuń