wtorek, 30 kwietnia 2013

"Sezon na sardynki"


Sardynki na targu rybnym w Costa Nova


I  na naszym talerzu....

W Portugalii sezon na te popularne ryby dopiero się zaczął i potrwa do wczesnej jesieni, a to dlatego, że rdzenni mieszkańcy tego kraju uważają, iż od listopada do kwietnia sardynki są zbyt chude by nadawały się do jedzenia. A podobno właśnie te portugalskie sardinhas uchodzą za najsmaczniejsze i najbardziej tłuste na świecie. Mogą być grillowane lub pieczone, często bezpośrednio na ulicy na małych ceramicznych piecykach opalanych koksem. Tak jak 12 czerwca, podczas największego Lizbońskiego Święta, w dzień Świętego Antoniego, posypane grubą morską solą lądują na tysiącach rozgrzanych grilli, kusząc swym apetycznym zapachem już z daleka tak, że aż trudno  im się oprzeć...
Inną  sezonową specjalnością są galiotas-malutkie, srebrne rybki, które można smażyć, ale najlepiej smakują zapiekane w cieście. Te mniejsze "siostry" sardynek można spotkać  jedynie w okolicach Aveiro i to tylko wiosną. O tym, że zaczął się już sezon na te ryby można usłyszeć na ulicy, kiedy to już z daleka słychać donośne -galiooootas....wykrzykiwane przez lokalne senhoras w kraciastych  fartuchach taszczące wiadra wypełnione po brzegi miejscowym "żywym srebrem".


Galiotas-"żywe srebro" z Ilhavo








sobota, 27 kwietnia 2013

"Weekendowe byczenie"

W ostatni weekend postanowiliśmy odwiedzić nasze ulubione miejsca spacerowe czyli "aleję palm" a w niedzielę wydeptane ścieżki nad oceanem. Na miejscu Pola spotkała "starych" znajomych z przedszkola i było bardzo sympatycznie a nawet byczo!:).
































czwartek, 25 kwietnia 2013

"Schody do nieba"


"Bom Jesus do Monte"- najczęściej fotografowany widok  Portugalii

W ostatni dzień naszego pobytu w Bradze  zwiedziliśmy  najbardziej charakterystyczną część tego miasta - Bom Jesus do Monte. To położone w lesie, wysoko nad miastem sanktuarium jest nie tylko miejscem kultu i głównym celem pielgrzymek, ale jednym z najlepiej znanych widoków Portugalii. Prowadzą do niego piękne, wykute w granicie barokowe  schody, ale można oczywiście podjechać kolejką linową  z czego, ku uciesze dziewczynek, skwapliwie skorzystaliśmy:). Przy wejściu  do kolejki przeczytaliśmy, że jej inauguracja odbyła się  w 1882r.! Na szczęście okazało się, że jak na taką staruszkę działa, a raczej "sunie" napędzana hydraulicznie bez zarzutu:). Po "zdobyciu" szczytu czekała na nas nagroda w postaci malowniczych widoków na Bragę i dolinę rzeki Cavado. Poza  zachwycającymi widokami czekał tam też na nas XV-wieczny kościółek ukryty wśród  eukaliptusów, kamelii  i innych egzotycznych roślin. Dziewczynkom najbardziej spodobała się grota skalna, z której kaskadami spływała woda do małego stawu. Okazało się, że za kościołem znajduje się piękny park pełen miniaturowych wodospadów, stawów, grot i ukrytych altanek. Fajne miejsce do spacerowania i spędzenia całego popołudnia, ale  niestety stosunkowo szybko, tym razem ku niezadowoleniu naszych pociech, musieliśmy opuścić te leśne ogrody bo czekało nas jeszcze "ostre zejście" po barokowych schodach, które zdawały się nie mieć końca...Schodzenie  jednak nie było  takie złe, tym bardziej, że na każdym z podestów znajdowała się fontanna a w rogu kapliczka. No i w końcu kroczyliśmy  nie po jakichś tam stopniach, ale schodach, które ktoś nazwał  "najpiękniejszą barokową architektoniczną kreacją".  Zaprojektowano je tak, że doskonale widać  ich podwójną linię  wraz z otaczającymi  je fontannami  oraz  kapliczkami, a każdą kondygnację ozdabiają zadziwiające figury wyobrażające poszczególne stacje Drogi Krzyżowej. Kopię tych pięknych schodów można spotkać w miejscowości Lamego, w którym to do sanktuarium Nossa Senhora dos Remedios prowadzą schody wzorowane na tych z Bragi. Bom Jesus do Monte  był, jak się później okazało,  ostatnią  stacją naszej wielkanocnej podróży (chcieliśmy jeszcze zobaczyć Tibaes - dawny klasztor, ale w pierwszy dzień Świąt  był zamknięty). Tym samym w Niedzielę Wielkanocną pożegnaliśmy Bragę  i  pojechaliśmy  do Ilhavo na świąteczny żurek z polską białą kiełbasą:).




 





























niedziela, 21 kwietnia 2013

"Nocna procesja"

Pokutnicy spieszący na procesję

Na nocną procesję w Wielki Piątek wybrałam się razem z mamą a Maciek "czuwał" w tym czasie przy dziewczynkach. Orszak miał wyruszyć o 22 spod katedry Se w centrum miasta, następnie przejść wąskimi uliczkami i wrócić w to samo miejsce. W kieszeni miałam cały plan przebiegu procesji na wypadek jakbyśmy chciały zobaczyć pochód z innej części miasta. Jak się okazało niepotrzebnie, bo klucząc po uliczkach zawsze w końcu natrafiałyśmy na jakiś odcinek orszaku  (co ciekawe najczęściej na samego biskupa:). Zresztą i tak trudno się było zgubić, gdyż procesji towarzyszyła orkiestra dęta i było ją słychać już z daleka. Jeszcze przed godziną "zero" na uliczkach zrobiło się  tłoczno, ponieważ każdy spieszył się by zająć dogodny punkt obserwacyjny. Niektórzy rozkładali drewniane krzesełka, jeszcze inni siadali przy pustych o tej porze kawiarnianych stolikach, a nieliczni "szczęśliwcy" mościli się na swoich balkonach. Nam udało się zająć strategiczne miejsce przy samej katedrze dzięki czemu mogłyśmy obserwować  gromadzących  się  pokutników. Punkt 22 dzwon  na katedrze dał sygnał do wspólnego wymarszu. W porównaniu z hiszpańską procesją, które to oglądaliśmy przed rokiem w Andaluzji, był to bardzo kolorowy orszak - kobiety w powłóczystych sukniach, mężczyźni w długich sutannach i nawet dzieci były poprzebierane w starodawne stroje. Niektórzy nieśli świece, krzyże, wizerunki świętych, duże palmowe liście albo łańcuchy, które ciągnięte po ulicach wydawały przejmujący łoskot. Tylko ołtarze, które nieśli pokutnicy na ramionach były znacznie skromniejsze niż te andaluzyjskie. Nie widziałyśmy też, tak licznych w Hiszpanii,  "zakapturzonych braci". Warto powiedzieć, że procesja w Bradze  zrobiła na nas bardzo duże wrażenie - może dlatego, że wśród pokutników szły małe dzieci (niektóre ze smoczkiem w buzi), a może dlatego, że ludzie, którzy towarzyszyli procesji byli tak bardzo skupieni i wyciszeni....