niedziela, 30 września 2012

"Piknik pod wiszącym mostem"




W sobotę zachęceni ładną pogodą postanowiliśmy odpocząć na łonie natury, ale tym razem nie nad oceanem a nad miejscową rzeką(Rio Vouga). Zaopatrzeni w suchy prowiant(kurczak z rożna, bułki, owoce itp...), duże ilości wody, koc i dobre humory ruszyliśmy na zieloną trawkę. Na miejscu okazało się, że i owszem zielona polana była, rzeka również, ale miejsce to z okien samochodu prezentowało się znacznie lepiej niż było w rzeczywistości. I na pewno nie dorównywało naszym wojnowskim "leśno-bagiennym" terenom nad Odrą, na których płonęło niejedno ognisko...Jedyny plus tego biwakowania tutaj to całkowity brak komarów. Widocznie portugalski klimat nie służy tym insektom. Posiedzieliśmy jeszcze do zachodu słońca obserwując miejscową florę. Fauny oprócz bocianów nie widzieliśmy, ale być może spłoszyły ją nasze wszędobylskie dziewczynki. Do domu wróciliśmy na szczęście w komplecie w przeciwieństwie do uczestników pikniku z filmu Petera Weira i zgodnie stwierdziliśmy, że następny biwak organizujemy już nad... oceanem.

czwartek, 27 września 2012

"Porcelanowe cacka"


Tuż za Ilhavo droga odchodząca na Vagos prowadzi prosto do znanej fabryki porcelany w Vista Alegre, która rozpoczęła działalność w 1842r. i do dziś jest zarządzana przez tą samą rodzinę.To właśnie z tego ośrodka ceramicznego pochodzą słynne i cenione przez Portugalczyków porcelanowe wyroby(dawniej zwane białym złotem) a przez dzisiejszych ekspertów uważane są za jedne z piękniejszych na świecie. Postanowiliśmy zwiedzić i bliżej przyjrzeć się tym porcelanowym produktom. Na miejscu okazało się, że jest to właściwie małe miasteczko, otoczone murem z własnymi zabudowaniami mieszkalnymi, w których kiedyś mieszkali robotnicy. A dzisiaj na  tym terenie znajduje się muzeum, XVII-wieczna kaplica i piękny park. Są również sklepiki z pamiątkami, porcelaną i wyrobami ze srebra. Po zwiedzeniu muzeum, w którym niektóre rękodzieła wywarły na nas takie wrażenie, że nabraliśmy ochoty by nabyć te porcelanowe cacka, ale cena szybko sprowadziła nas na ziemię:(. Obok sklepu  z porcelaną znajdował się co prawda "Chińczyk" oferujący pamiątki w przystępnych cenach, ale chińskiej porcelanie(tej generycznej) zdecydowanie powiedzieliśmy nie. Ostatecznie zadowoliliśmy się pamiątkowymi zdjęciami a dziewczyny hasaniem wśród prastarych platanów. Po wizycie w tak zacnym przybytku zrobiliśmy się bardzo głodni (jednak zwiedzanie strasznie "wyciąga") i postanowiliśmy "wziąć byka za rogi" czyli udaliśmy się do brazylijskiej knajpki na obiad. Tam zamówiliśmy stały zestaw tzn: wołowinę z grilla, frytki, czarną fasolkę, sałatkę a na deser grillowanego ananasa i cafe cheio(esspresso). Dobra kawa nawet jeśli nie podana w tak wyszukanym i ekskluzywnym serwisie jak zwykle smakowała  wybornie.














środa, 26 września 2012

"Babie lato"





Ostatnie dni lata spędziliśmy nad oceanem łapiąc jeszcze ostatnie letnie promienie i "pławiąc" się w wodzie a właściwie rzucając się na fale. I muszę przyznać, że bardziej mi odpowiada plaża w  "martwym sezonie" kiedy wszystko pustoszeje, słońce już tak nie praży, nie ma tłoku nad oceanem, korków na trasie i nie ma problemu z zaparkowaniem samochodu. A w ulubionych kawiarenkach mimo iż lato za pasem wciąż można  napić się dobrej kawy i schłodzonego piwa.Na drewnianych podestach zamiast tłumów turystów przelewających się bez konkretnego celu-stateczne senhoras i nobliwi senhores wygrzewający się na słońcu. Plażowe sklepiki pomału zamykają swoje podwoje kończąc tym samym wakacyjny żywot. Na "placu boju" zostają  tylko owocowo-warzywne stragany i sklepy z "chińszczyzną", ale te ostatnie wbrew wszelkim regułom  wegetują a w zasadzie kwitną przez cały rok. A my, mimo iż lato się skończyło nie chowamy jeszcze parawanów i kąpielowych ręczników, bo jesień zapowiada się równie pięknie:). Maciek również nie zakończył wakacyjnego sezonu i nadal pod okiem instruktorów "przełamuje fale" na desce surfingowej, ale to już temat na inny post...










poniedziałek, 24 września 2012

"Witaj szkoło!"


Na początek trochę statystyki i informacji o edukacji w portugalskiej szkole podstawowej(ensino basico).Po zakończeniu przedszkola 6 letni Portugalczyk rozpoczyna naukę w ensino basico, która jest obowiązkowa, bezpłatna i trwa 9 lat.Edukacja obejmuje:czteroletni cykl nauczania zintegrowanego, dwuletni cykl kształcenia przygotowawczego oraz trzyletni cykl, który ma pomóc uczniom w podjęciu decyzji o wyborze i kierunków dalszej nauki.Na etapie nauczania zintegrowanego "szkolniak"(jak mówi Pola) jest oceniany opisowo a dopiero w dwóch nastepnych cyklach pojawiają się oceny od 1 do 5. Obowiązek szkolny trwa tutaj 9-lat,tj.od 6 do 15 roku życia dziecka.Po zakończeniu szkoły podstawowej młodzi absolweci otrzymują dyplom dający im wstęp do szkoły średniej, ale to już inna bajka...Rok szkolny zaczyna się tutaj w połowie września a kończy w połowie lipca. I tak 14.09 Pola wraz z innymi "czarnymi łebkami" rozpoczęła edukację w Primeiro Ano (pierwsza klasa). Mimo, że  rozpoczęcie roku nie jest tak uroczyste jak w Polsce chcieliśmy by Pola zapamiętała ten pierwszy dzień w szkole dlatego rano odprowadziliśmy ją całą rodziną + mój tato,który gościł u nas w tych dniach. I muszę powiedzieć, że większą "obstawę" (ok.20 osób) miał tylko jakiś mały Cygan, ale to był zapewne syn lokalnego króla, którego odprowadzał cały ród a raczej dwór:). Przy szkolnej bramie  przywitała nas woźna i wszyscy poszliśmy do klasy, która liczy 20-dzieci, wśród których jest jedna Hiszpanka no i oczywiście Pola. Nauczycielka jest bardzo sympatyczna a mnie rozbroiła tym, że powiedziała na wstępie, że jej zadaniem jest przede wszystkim to, żeby dzieci się tutaj dobrze czuły. I na razie Pola chętnie chodzi do szkoły, uczy się pilnie (mam nadzieję) choć na pytanie co ci się najbardziej podoba odpowiada, że przerwa. Przyniosła już  nawet do domu pierwsze trabalho para casa (praca domowa), które odrobiliśmy z pomocą...sąsiadów. My też od przyszłego  tygodnia usiądziemy w szkolnych ławach na kursie portugalskiego. Moja grupa do której trafiłam jest hiszpańsko-włoska i mam nadzieję, że się jakoś odnajdę w tych południowych klimatach:).





czwartek, 20 września 2012

"Mała Portugalia"


Zamki, kościoły, wiejskie posiadłości, domki z ogródkami, latarnia morska a wszystko to w skali mikro. "Portugal dos Peguenitos" (Mała Portugalia) w Coimbrze to tematyczny park zbudowany w latach 40. XX wieku, w którym to umieszczono miniaturki wielu znanych portugalskich budowli (np.słynny Uniwersytet w Coimbrze, Torre w Lizbonie itd.) a także architektoniczne nawiązania do obecnych portugalskich terytoriów morskich jak i byłych kolonii. A wszystko to oddane wiernie z niezwykłą dbałością o szczegóły. Madera i Azory, tak jak w rzeczywistości,są otoczone wodą i toną w kwiatach, tyle, że tradycyjne domki i kościoły są w rozmiarach domków  dla lalek czy jak kto woli krasnoludków. Ten swoisty "kingsajz" to idealne miejsce zabaw dla dzieci. Pola i Lena czuły się tam jak w raju wspinając się na miniaturowe budynki, buszując w przydomowych ogródkach, w których na rabatkach rosły kwiatki a na pergolach pięły się winogrona. Kiedy dziewczynki znudziły się chodzeniem po dachach, balkonach, biciem w dzwon (to było domena Lenki, która szczególnie upodobała sobie domek z dzwonkiem) zapragnęły przejechać się  kolejką, której trasa biegła przez sam środek skansenu. Patrząc z góry na park miniatur, na jeżdżącą w kółko kolejkę przypomniał mi się ostatni kadr z filmu  Machulskiego...