czwartek, 26 lipca 2012

"Festa de finalistas"-czyli ostatni dzwonek w przedszkolu Poli


Przygotowania do tego dnia trwały już od 3 tygodni.Pola znikała na całe popołudnia na próby i w ogóle była bardzo tajemnicza.A my wiedzieliśmy tylko tyle, że mamy kupić sobie i Poli białe koszulki, a reszta to "top secret". Nasze koszulki opatrzone zostały z przodu zdjęciem Poli, a z tyłu jej imieniem - okazało się to dość pożyteczne, bo dzięki temu mogliśmy w końcu skojarzyć oboje rodziców z ich pociechami. Z jednej z ostatnich prób Maciek przyniósł tekst piosenki, którą my rodzice mieliśmy śpiewać w finale przedstawienia.Kiedy przetłumaczyliśmy słowa tejże pieśni o niejednoznacznym  tytule "Choć pokażę Ci samoloty..."-to się "załamałam".Bo była to bardzo smutna piosenka o przemijaniu, odchodzeniu,śmierci...Dość powiedzieć, że portugalskie Fado to przy tym skoczna muza.Po prostu smutek i nostalgia do kwadratu.Swoja drogą piękna pieśń, ale na pewno nie na zakończenie przedszkola.Na reklamację było już za poźno i pozostało nam tylko czekać jaki będzie tego finał.
Uroczyste zakończenie  przedszkola odbyło się w auli lokalnej podstawówki.Głównymi bohaterami tego wydarzenia byli 5 i 6-latkowie,którzy w tym roku opuszczali przedszkolne mury.Finalistas przygotowali piękny program artystyczny, w którym wzięli udział nie tylko koledzy z młodszych grup, ale również rodzice młodych absolwentów. W tym i my oczywiście:), a wszystko przy pełnej widowni - od seniorów i senior w zarezerwowanym specjalnie dla nich pierwszym rzędzie po rodziców, dzieci,przyjaciół, ciotek, wujków itp...
Pani dyrektor przedszkola powitała przedszkolaków i zaproszonych gości po czym kurtyna poszła w górę...Jako pierwszy na scenie pojawił się Maciek-jako konferansjer wraz z jedną z mam. I nie była to ostatnia rola Maćka w tym przedstawieniu.Po zapowiedzi na scęnę wkroczyły starszaki z przedstawieniem o planetach. Pola też brała w nim udział i wygłaszała tekst o Ziemii. I muszę nieobiektywnie przyznać, że poradziła sobie super i swoją kwestię o ciałach niebieskich powiedziała głośno i wyraźnie bez pomocy suflera.W pewnym momencie Lence znudziło się siedzenie w wózku i machanie nóżką, a może i w niej  również obudziło się sceniczne zwierzę i poczuwszy zew krwi ruszyła na scenę.Tak, że ledwo ją stamtąd ściągnęłam. Po przerwie były jeszcze popisy taneczne i muzyczne starszaków (cała grupa grała na różnych instrumentach). Potem przyszedł czas na "pampersiaki", które dzielnie występowały wspomagane przez swoje równie dzielne wychowawczynie.W końcu nastąpiło clou programu czyli uroczyste przekazanie starszeństwa" przez finalistas średniakom i wymiana prezentów. A na deser występy rodziców tzn.synchroniczny taniec mam i taniec tatusiów, który bardziej przypominał pogo niż synchrona:).I najbardziej wzruszający moment uroczystości czyli wywoływanie przez starszaków  rodziców na scenę i dziękowanie im za całokształt.Dobrze, że miałam przy sobie chusteczki.Maćkowi zresztą też się zakręciła łezka w oku, bo to w końcu nasza pierworodna kończyła przedszkole, a od września zaczyna szkołę...Na zakończenie rodzice w podziękowaniu- tym razem wychowawczyniom zaśpiewali jednym głosem piosenkę (co do, której miałam wcześniej wątpliwości),a która okazała się hitem tego dnia i prawdziwym wyciskaczem łez.Była wręcz przyczyną zbiorowej histerii...bowiem płakali już wtedy wszyscy rodzice, wychowawczynie i dzieci...Na koniec impreza przeniosła się w kuluary czyli do przedszkolnego ogrodu.




















niedziela, 22 lipca 2012

"Wielki błękit"


W Lizbońskim oceanairum byliśmy 10 lat temu i wtedy, zarówno ten podwodny świat, jak i inne obiekty z Expo zrobiły na nas duże wrażenie.Byliśmy ciekawi czy coś się tutaj zmieniło przez tą dekadę i czy to miejsce również zachwyci nasze dziewczyny.Oceanairo de Lisboa jest wg. Wikipedii największym takim akwarium w Europie. Pływa w nim 25tys.ryb i zwierząt morskich.Największe wrażenie robi jednak ogromny,centralny zbiornik, o rozmiarach równym czterem basenom sportowym.Najfajniejsze jest to, że można go oglądać z różnym poziomów i perspektyw, dzięki czemu można dostrzec stworzenia pływające na" różnych głębokościach.Pola była zachwycona kiedy to mogła niemalże dotknąć rekina czy inną egzotyczną rybę. Lence  też się chyba podobało,co wyrażała po swojemu głośnym "och" i "ach".My z kolei też mieliśmy niezły ubaw obserwując z boku nasze pociechy, które raz stały jak zahipnotyzowane z nosami przyklejonymi do szyby, albo biegały podekscytowane przekrzykując się nawzajem.Kiedy trochę ochłonęły zabraliśmy je w podróż po różnych oceanicznych ekosystemach.Oceanarium bowiem zaprojektowano tak, że zbudowano puntkty/strefy klimatyczne, w których odtworzono naturalne środowiska wodnych zwierząt.Zwiedzanie rozpoczeliśmy od zbiornika arktycznego, w którym prym wiodły pingwiny będące prawdopodobnie w okresie godowym bo samce głośno "śpiewały" swą miłosną pieśń.Potem przeszliśmy się nad Pacyfik, gdzie wydry morskie bawiły się w ciuciubabkę wśród skał.Następnie odwiedziliśmy jeszcze wody oceanu atlantyckiego i ciepły ocean indyjski, który "poraził" nas feirą barw i bogactwem żyjącej tam fauny i flory.Jednym z najważniejszych okazów tego akwarium jest samogłów-największa ryba świata, która może ważyć nawet 2 tony!. Na zaciemnionych niższych poziomach, w mniejszych zbiornikach podziwialiśmy ławice kolorowych tropikalnych ryb i innych egzotycznych gatunków pochodzących z cieplejszych wód.Zajrzeliśmy jeszcze do pawilonu, w którym królowały olbrzymie żółwie aby się tam dostać trzeba było przejść po szklanej podłodze przez, którą widać było podwodny świat.Pola przeszła śmiało, chociaż mówiła, że to dziwne uczucie "chodzić" po wodzie, a Lenka stanęła w miejscu i ani kroku na przód.Musiałam ją wziąć na ręce, bo pewnie by tak stała do wieczora:).Mielismy jescze okazję "zanurzyć" się w oceanie tzn.wejść do szklanej kapsuły otoczonej z każdej strony wodą i jej mieszkańcami.Obserwowanie życia  morskich zwierząt i podglądanie ich z tej perspektywy robło niesamowite wrażenie.Tak nam się fajnie zwiedzało ten wodny świat, że ani się obejrzeliśmy a minęło 5 godzin i trzeba było już pomału wracać. Odwiedziliśmy jeszcze Wodny Ogród(Jardim de Agua) gdzie przespacerowaliśmy się po ścieżkach ułożonych  z głazów leżących na dnie sadzawek, aż dotarliśmy do pomp i różnych wodnych przyrządów, które przykuły na dłużej uwagę dziewczynek.Na koniec obejrzeliśmy sobie cały teren Expo'98 z lotu ptaka czyli z naziemnej kolejki,którą przejechaliśmy się na północną stronę parku wprost do Jardim Garcia de Orta, czyli bujnego nadbrzeżnego ogrodu, pełnego gatunków roślin z byłych kolonii portugalskich.A stamtąd już pieszo w okolice stacji kolejowej(Estacao do Oriente) gdzie mieliśmy zaparkowany samochód.I tak dobiegł końca ostatni dzień naszego pobytu w Lizbonie i ostatni dzień naszych cudownych wakacji.I muszę przyznać, że mimo iż był to bardzo intensywnie spędzony czas(na drugi dzień chyba wszyscy mieliśmy zakwasy)-warto było, a Lizbona z dziećmi "smakuje" zupełnie inaczej, ale też ma swój niepowtarzalny urok:).
























czwartek, 19 lipca 2012

Śladami Vasco da Gamy


Podczas ostatniego pobytu w Lizbone mieszkałyśmy z Basią w dzielnicach Baixa i na Alfamie, które za dnia są pełne turystów podziwiających zabytkowe walory miasta. Nocą zaś przeistaczają sie w najwieksze centrum dyskotekowe Lizbony, gdzie często Ci sami turyści bawią się do upadłego od zmierzchu do świtu w lokalnych pubach i barach.My na pobyt z dziećmi wybraliśmy spokojniejszą dzielnicę- Belem co oznacza Betlejem. Jest ona pełna placów zabaw, w których zamiast muzyki słychać śmiech dzieci i rozmowy starszych osób obserwujących życie z parkowych ławek czy z bram zabytkowych kamienic.Dzielnica ta ma jednak przede wszystkim niepodważalną wartość historyczną,bo to  właśnie z Belem ponad 500 lat temu Vasco da Gama wypłynął w swoją podróż życia do Indii przywożąc ze sobą niewielki ładunek pieprzu, który wart był jednak tyle, żeby zwrócić kilkakrotnie koszty podróży.Aby uczcić udaną wyprawę w miejscu tym wybudowano klasztor Hieronimitów (Mosteiro dos Jeronimos), który przetrwawszy wielkie trzęsienie ziemi stoi szczęśliwie do dziś.Wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego UNESCO  jest jednym z najpiękniejszych zabytków Lizbony o czym przekonaliśmy się zwiedzając tą niezwykłą, bogato zdobioną budowlę z wapienia, którą wznoszono przez 70-lat. Zanim tam jednak dotarliśmy musieliśmy w pierwszej kolejności zwiedzić z dziewczynkami pobliski park i plac zabaw. A potem jeszcze konsumpcja lodów i obowiązkowe moczenie rąk w fontannie. Klasztor reprezentuje styl manueliński(późnogotycki), który charakteryzuje się zaokrąglonymi formami czy motywami roślin oplatających okna. Na nas największe wrażenie zrobił główny portal kościoła gdzie miejsce centralne "zajmuje" Henryk Żeglarz otoczony przez szereg figur.Poli zaś uwagę najmocniej przykuły grobowce na słoniach i sarkofag samego Vasco da Gamy. Podążając śladami wielkich żeglarzy dotarlismy do stojącej nad Tagiem Torre de Belem - ślicznej XVI-wiecznej fortecy z bogato rzeźbionymi wieżami i tarczami z Krzyżem Templariuszy, która też jest przykładem późnogotyckiej architektury. To właśnie z tego miejsca Vasco da Gama i inni żeglarze wyruszali na wyprawy.
Polę czekała jeszcze jedna atrakcja na zakończenie dnia, a mianowicie koncert Stinga w pobliskim Oeiras ,na który pojechała z tatą:).