czwartek, 12 lipca 2012

"W Ciechocinku tam gdzie dom zdrojowy..."

Mgły i zamglenia tak nam dały w kość poprzedniego dnia, że na wycieczkę postanowiliśmy udać się tym razem w przeciwnym kierunku tzn.na północny-wschód od Ponta Delgada licząc na bardziej sprzyjającą aurę. Niestety znowu przekonalismy się, że pogoda, szczególnie tu na Azorach, lubi płatać figle.I mimo, że rano obudziło nas piękne słońce, koło południa na trasie znowu zaatakowała nas mgła. Na szczęście tym razem do pokonania mielismy tylko 20km.Kiedy dojechaliśmy do celu uzdrowiskowa  miejscowość -Furnas przywitała nas plażową pogodą. W przewodniku wyczytaliśmy, że miasteczko to słynie z siarkowych gorących źródeł i błot.Postanowiliśmy na "własnej skórze " przetestować te polecane atrakcje.Zwiedzanie rozpoczęliśmy od ogrodu  botanicznego, który okazał sie rajem dla dziewczynek.I to nie ze względu na egzotyczną roślinność( część jest sprowadzona z Nowej Zelandii, ale większość gatunków to endemity), ale na jeziorko z ciepłą wodą, w której można było się wykąpać. Okazało się, że woda ma bury kolor,który zawdzięcza solom żelaza.Nieciekawy wygląd jeziorka nie zniechęcił  jednak naszych latorośli(Maćka zresztą też nie) i cała trójka ochoczo skorzystała z  kąpieli tym bardziej,że roztwór ten miał temperaturę ok. 30 stopni. A wszystko to dzięki termalnym źródłom. Tym niemniej ja się nie odważyłam zanurzyć i ograniczyłam się do moczenia nóg i robienia zdjęć.A dziewczyny miały niezłą frajdę, aż trudno je było stamtąd wyciągnąć.Po obiedzie w lokalnej knajpce ruszyliśmy na łowy czyli na poszukiwanie siarkowych żródeł.Trafiliśmy tam od razu gdyż charakterystyczny zapach zgniłych jaj czuć było już z daleka.Nie wiem czy nie przeszkadza to miejscowym, ale pewnie jest to kwestia przyzwyczajenia. My jednak nie zabawiliśmy tam długo ze względu na dziewczynki, które "kręciły nosami".Oprócz przykrego zapachu wszędzie było słychać bulgotanie( podobno miejscowi gotują tam jajka), syczenie tak jakby wszystko miało zaraz wybuchnąć.Nic takiego się nie wydarzyło, za to na koniec spotkaliśmy tubylca, który gotował sobie w jednym z gorących źródeł kukukurydzę na obiad:). Kiedy wracaliśmy pod wieczór do stolicy wyspy, mgła podniosła się i mogliśmy podziwiać widoki i wszechobecne hortensje. Jedynie nasze dziewczyny "padły" nam w samochodzie. Mam nadzieję, że uśpił je nadmiar wrażeń, a nie siarkowodór...






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz