22 marca w całej Portugalii ogłoszono Strajk Generalny,
który obejmował cały transport, niektóre
szkoły, urzędy i szpitale. Maćka uczelnia nie przyłączyła się do strajku-
jedynym incydentem związanym z tym dniem było to, że zamknięto największą stołówkę w
campusie, a że jest ich kilkanaście na terenie uniwerku to prawdopodobnie nikt
nie zauważył, że jedna wypadła z obiegu. Portugalczycy protestowali przeciwko
radykalnym cięciom w budżecie i przeciwko zmianom w prawie pracy. Już teraz
zlikwidowano niektóre wolne dni z okazji
świąt i zniesiono długie weekendy, a Portugalczycy
przyzwyczajeni do życia na kredyt nie
chcą zaciskać pasa. Bez pracy jest co 7
mieszkaniec tego kraju. Część bezrobotnych
emigruje „za chlebem” do swoich byłych kolonii, najczęściej do Brazylii
i Angoli. Najwięcej osób (jak mówiła mi sąsiadka) straciło pracę w ciągu
zaledwie paru miesięcy i siedzą teraz w domu bo nie każdy decyduje się na
szukanie pracy poza granicami kraju. Z telewizji dowiedzieliśmy się o
zamieszkach w Lizbonie i demonstracjach w Porto, ale tu u nas na wsi życie toczyło się swoim rytmem.
W sklepach pełno ludzi, otwarte szkoły i urzędy, a przy kawiarnianych stolikach
stali bywalcy pochyleni nad codzienną prasą. Jedynie ich podniesione głosy i ożywione dyskusje przy
kawie zdradzały, że coś „wisi” w powietrzu. Nawet wiatr ustał i mam tylko nadzieję, że nie jest to cisza
przed burzą…
niedziela, 25 marca 2012
poniedziałek, 19 marca 2012
„Dia do Pai”
Portugalczycy uwielbiają świętować, a lista festiwali i dni wolnych( ze względu
na kryzys zniesiono część z nich) jest tak długa, że w przewodnikach opisywane są
tylko wybrane imprezy. Oprócz ogólnokrajowych wydarzeń takich jak np. Wielki
Tydzień (Semana Santa) każde miasto ma swojego patrona, a co za tym idzie swoje
święto, że wymienię tylko Wigilię Św. Jana w Porto(ludzie tańczą na ulicach i
biją się po głowach plastikowymi młotkami). Jeśli do tego doliczy się święta państwowe takie jak: Święto Portugalii,
Dzień Republiki, Odzyskanie Niepodległości itp… to praktycznie na każdy dzień w
roku przypada jakaś uroczystość. Dzisiaj, 19 marca( w imieniny mojego taty)
cała Portugalia obchodzi Dzień Ojca. Co ciekawe imieniny w Portugalii podobnie
jak w innych państwach Europy nie są w ogóle obchodzone, a Dzień Matki jest
ruchomym świętem i przypada na pierwszy majowy weekend. Pola też się
przygotowała do tego dnia i zrobiła
Maćkowi w przedszkolu kolorowy kalendarz żeby pamiętał o tych wszystkich
portugalskich świętachJ.
niedziela, 18 marca 2012
„Ale za to niedziela, niedziela będzie dla nas…”
W Portugalii niedziela( domingo) to pierwszy dzień tygodnia
i na pierwszy rzut oka nie różni się od pozostałych dni. Sklepy otwarte są od rana do wieczora, sprzątanie,
pranie, mycie samochodów itp… W supermarketach pełno ludzi może nawet więcej
niż w zwykły dzień. I korki w
miejscowościach nad oceanem bo wszyscy po południu jadą tam aby posiedzieć w
samochodzie… My też mamy swoje ulubione miejsca na niedzielne popołudnia.
Jednym z nich jest aleja palm, która to znajduje się między przystanią jachtowa,
a portem. Magiczne miejsce gdzie industrialny
krajobraz kontrastuje z ogromnymi wydmami no i te palmy… To tu właśnie Pola
stawiała swoje „pierwsze kroki” na rolkach, a Lena się posrała po same pachy ze
szczęściaJ. Lubimy
to nasze „las palmas” ( port. „as palmas”) a szczególnie kawę w portowej
kawiarni. Dzisiaj jednak jako, że strasznie wiało musieliśmy zmodyfikować nasze
plany i zostać w Ilhavo. Najpierw
przygotowaliśmy sobie „typowy” niedzielny obiad czyli królika w białym winie
(coelho no vinho branco), a potem poszliśmy na spacer (dar o passeio) do kawiarenki z widokiem na plac zabaw. Pola
szalała i nawiązywała nowe znajomości z portugalską dziatwą, my piliśmy cafe meia de leite wygrzewając się w marcowym
słońcu, a Lena sprawdzała co „piszczy w trawie”. I nagle stanęła sama na
nóżkach, trwało to parę sekund bo potem usiadła na trawę onieśmielona zapewne swoim wyczynem, ale możemy odnotować,
że właśnie dzisiaj był ten pierwszy razJ (a primeira vez J J).
niedziela, 11 marca 2012
"Przełamując fale"
23 st. w cieniu, słońce, palmy,
uruchomione pierwsze zraszacze –„w tak pięknych okolicznościach przyrody” postanowiliśmy
ruszyć się z domu i odwiedzić mekkę surferów na zachodnim wybrzeżu czyli Figueira
da Foz. Latem podobno jest tutaj tak dużo ludzi, że trzeba parę dni wcześniej
rezerwować miejsce na kocuJ.
A my postanowiliśmy sprawdzić jak to wygląda przed sezonem. Na miejscu okazało
się, że na plaży mimo pięknej pogody pustki. Fakt, że przyjechaliśmy w porze
sjesty czyli w czasie, który jest zarezerwowany na trawienie. A że
Portugalczycy podchodzą do tego tematu bardzo poważnie tzn. siedzą w domu, nie
pracują( nawet podobno nie uprawiają wtedy seksu) to mieliśmy parę km plaży dla
siebieJ.
No i ocean… który przyciąga jak magnes nie tylko Portugalczyków( wyłączając
sjestę), ale również nas. Zauważyłam nawet u siebie pierwsze objawy
uzależnienia tzn. jak nie ma mnie nad oceanem parę dni to czuję niepokój i nieodpartą
chęć odwiedzenia go. Portugalczycy mają to samo ciągną tam całymi rodzinami,
świętują( ostatnio widzieliśmy orszak weselny z panną i panem młodym na czele)
albo po prostu wpadają popatrzeć na fale. A jak jest zimno czyli jakieś 13st.
to siedzą w samochodach zaparkowanych przy molo i prowadza w nich bardzo bogate
życie towarzyskie tzn. grają w karty, jedzą, piją, lulki palą… Kobiety robią na
drutach , wyszywają, a mężczyźni śpią… My niezależnie od pogody spędzamy tam
każdą wolną chwilę tak jak dzisiaj. Pola ucieka przed falami i przed Leną,
która próbuje wcisnąć się do jej świata i np. burzy jej zamki z piasku. My z
kolei ganiamy za Leną, która zasuwa na czworakach i kombinuje co by tu sobie
upolować i włożyć do buzi. I tak niemalże do zachodu słońca… Dzisiaj, jako że
Figueira da Foz oddalona jest od Ilhavo jakieś 60km, urwaliśmy się wcześnie, a
po drodze wstąpiliśmy na małe co nieco do lokalnej knajpki. Z ciekawostek to
oprócz tego, że jest to najbardziej popularny kurort wakacyjny wśród
Portugalczyków i Hiszpanów to jest to jedyne miejsce w Portugalii, w którym to
znajdują się poletka ryżowe… a tuż u ujścia rzeki Mondego panwie solne(sól otrzymywano
tu przez tysiąc lat i nadal się ją produkuje).
wtorek, 6 marca 2012
"Trochę kultury..."
W niedzielne popołudnie wybrałyśmy
się z Polą na koncert „Orquestra Filarmonia das Beiras” do miejscowego domu kultury.
Zaproszenie sygnowane przez samego prezydenta Ilhavo Pola dostała parę dni
wcześniej w przedszkolu. Mimo iż miała zagrać orkiestra z filharmonii koncert
adresowany był przede wszystkim do dzieci i rodziców –„Concerto de familia
musica na escola”. I rzeczywiście atmosfera była bardzo rodzinna i małolaty
całkowicie zdominowały amfiteatr-od paru miesięcznych pampersiaków po te w
wieku szkolnym. Tuż przed koncertem zastanawiałam się jak Ci muzycy „dotrą” z
tak poważnym repertuarem do takich maluchów i czy w ogóle będą w stanie grać w
takim hałasie. Okazało się jednak, że portugalska dziatwa ma zamiłowanie do
muzyki klasycznej wyssane z mlekiem matki. Wystarczyło bowiem, że tylko zgasły
światła i pojawili się muzycy, a na widowni zrobiło się cicho. Nawet
pampersiaki przestały marudzić i wszyscy zatopili się w muzyce… Jedyną osobą na
sali, której nie porwał koncert była… Pola. Niestety nie zaszczepiliśmy jej
zamiłowania do muzyki poważnej. Od razu powiedziała, że koncert ją nudzi i, że
wolałaby jakieś przedstawienie( Do teatru chodzi za to niemalże od pieluch).
Młodzi melomani nie tylko klaskali do rytmu, ale śpiewali jak z nut
(wyświetlonych na ekranie – kilkuletnie dzieci już potrafią czytać nuty?!), ale
nie ma co się dziwić skoro tu w Portugalii edukację muzyczną zaczyna się już od
żłobka. Niesamowite było też to, że dziatwa siedziała spokojnie przez cały
koncert czyli jakąś godzinę, a gdy któremuś coś się wyrwało z młodej piersi to
podchodziła pani porządkowa i zwracała uwagę. A na pewno nie był to łatwy
repertuar (dzieła kompozytorów portugalskich), mimo iż podany był w lżejszej
oprawie. Po koncercie obejrzałyśmy jeszcze w centrum kultury wystawę i bardzo
kulturalnie wróciłyśmy przez oświetlony park do domu.
piątek, 2 marca 2012
"Na językach"
W końcu „nadejszła wielkopomna chwiła” i od tygodnia uczęszczam na
portugalski dla początkujących. Kurs ma potrwać do czerwca i mam nadzieję, że i
ja wytrwam do końcaJ
Lekcje prowadzi senhora z iście pedagogicznym zacięciem .Jest bardzo wymagająca,
ale podobno nie mogłam lepiej trafić. Zajęcia bardziej przypominają lekcje w
szkole tzn. pisanie na tablicy, odpytywanie, zadania domowe, a na zakończenie
kursu… egzamin. Nie wiedziałam, że jeszcze kiedykolwiek usiądę w szkolnej ławce
i to w towarzystwie 20-latków. Starsza jest tylko pani prowadząca i Janet- Angielka,
która przyjechała do Portugalii odmienić swoje życie. Grupa jest
międzynarodowa, ale dominuje typ słowiański tzn. najwięcej Polaków, Litwini,
Rosjanie, Estończycy, Czesi, Słowacy i Francuz(chyba pomylił grupy). Oczywiście
wszyscy studenci z Erazmus’a nie licząc Angielki. Na razie nadążam za młodzieżą
chociaż język już nie taki giętki, ale zawsze jeszcze mogę liczyć na „wsparcie”
w domu - Maciek wskoczył już na wyższy poziom, a Pola szlifuje portugalski w
przedszkolu i zdarza się, że mnie poprawiaJ.
A dla zainteresowanych kilka podstawowych zwrotów: Bom Dia(dzień dobry rano), Bom
tarde( dzień dobry po południu),Boa noite(dobry wieczór i dobranoc),
Obrigada(dziękuję) ,Como te chamas?(jak się nazywasz),Falas portugues?(mówisz
po portugalsku).itp…
Ate breve!(do zobaczenia wrótce)
Subskrybuj:
Posty (Atom)