Na trzeci dzień naszego pobytu w
Grenadzie dołączyła do nas moja mama i wspólnie kontynuowaliśmy naszą
świąteczną podróż po Andaluzji. Kiedy wieczorową porą wybraliśmy się na poszukiwanie
restauracji polecanej przez przewodnik przez przypadek trafiliśmy na koncert
orkiestry dętej na świeżym powietrzu. Był to pokaz, a właściwie rozgrzewka muzyków
przed procesją. Orkiestra, a szczególnie jej męska część, prezentowała się
bardzo okazale i grała tak porywająco, że aż się chciało maszerowaćJ. Nie znam się na
repertuarze, ale raczej nie były to żałobne pieśni… Panowie zatrąbili (wspaniałe
solówki), zabębnili, wypalili papieroska (niektórzy nawet w trakcie grania, ale
trudno się dziwić skoro sam dyrygent jako pałeczki używał „el cigarrillo”) i
ruszyli na procesję… Idąc na kolację minęliśmy kolejną orkiestrę podążającą na
procesję, która prawdopodobnie była już po rozgrzewce na kolejnym placu.
Okazało się, że w tym dniu spotkać orkiestrę nie było tak trudno - wystarczyło
bowiem znaleźć się tylko w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie… czyli na
jednym z licznych placów w centrum Grenady, godz.17.30 J
A co to za kolo na zdjęciu nr 5 od góry??? Bo mała to na razie tylko się dobrze zapowiada...
OdpowiedzUsuńmyślałem że to ty w niedzielnym sweterku
Usuń