czwartek, 26 kwietnia 2012

“Kordoba o zapachu pomarańczy”







Są takie miejsca do ktorych chciałoby sie wrócic jescze raz i na pewno należy do nich Kordoba. Skromne, lecz bezpretensjonalne miasto zachwyciło nas wszystkich. I każdy z nas znalazł tu coś dla siebie. Nie była to jednak miłość od pierwszego wejrzenia i początek był raczej trudny kiedy to przyjechaliśmy pod wieczór i  trafiliśmy prosto na procesję, która całkowicie zablokowała centrum miasta gdzie mieliśmy hotel. Na szczęscie dzięki uprzejmości lokalnej policji( Maciek do dzisiaj wspomina śliczną polcjantkę z “frenchem” na paznokciach), która wyprowadziła nas z gmatwaniny waskich uliczek prosto na parking poza centrum skąd piechotą dotarliśmy do hotelu. Upajając się delikatną wonią kwitnacych pomarańczy podziwialiśmy po drodze najpiękniejszy meczet na Półwyspie Iberyjskim-Mezquita, który w blasku księżyca robił niesamowite wrazenie. Gdy dotarliśmy do celu okazało się, że mieszkamy w pięknym hotelu w samym sercu miasta “z widokiem” na wyszukane patia. Jeszcze wieczorem, po połozeniu dzieci spac w trybie “zmianowym” poszlismy zwiedzic okolicę- czytaj lokalne  bary tapas. I jakoś tak nogi same nas poniosły do baru o tajemniczej nazwie “ Los palcos”. To rzeczywiście los-przeznaczenie nas przygnało do tego lokalu, w którym to okazało sie, że dają najlepsze tapas i sangrię w całej Andaluzji. I te oliwki...(specjalnie nacinane, trzymane w zaprawie czosnkowej) po prostu ”palcos” lizac! Na drugi dzień po pysznym śniadaniu i “prasówce” z kawą pożegnaliśmy z żalem nasz hotel i ruszyliśmy w kierunku meczetu, mijajac po drodze nasze “Los palcos” z mocnym postanowieniem, że przyjdziemy tu w porze obiadowej. Za dnia Mezquita robi jeszcze wieksze wrazenie i to już od progu- “Przypominajacy wnętrze namiotu las podpór, przywodzi na myśl pustynie“. Taka wielka liczba kolumn miała podobno optycznie powiększyć wnętrze meczetu. Kiedy na chwilę  z kadru znikneli  turyści miałam wrazenie, że czas się ztrzymał i  słyszę głos imama przewodzącego modłom.  Środkową część świątyni zajmuje renesansowa katedra wzniesiona 300 lat po rekonkwiście. Karol V, który zlecił budowlę tejże, po jej zakonczeniu zrozumiał podobno swój błąd I miał powiedzieć do członków kapituły ”Stworzyliście coś, co mógł wznieść ktokolwiek, w dowolnym miejscu na świecie, a zniszczyliście coś całkowicie wyjatkowego”. Po takich duchowych przeżyciach z przyjemnością udaliśmy się do naszego baru na obiecane tapas, mijajac po drodze przepiękne patia, które sa podobno prawdziwą dumą Kordoby, a władze miasta co roku w maju organizuja “Festiwal patiów”. W “Los palcos” kelnerzy przywitali nas jak starych znajomych proponujac nam od razu sangrie:) i oliwki...Tym razem przenieśliśmy się na patio i tam rozkoszowaliśmy sie “boskimi tapas”. Nie wiem czy to magia tego miejsca, ale dziewczynki też czuły sie tam wysmienicie. Pola po zwiedzeniu wszystkich zakamarków i obfotografowaniu obsługi (łącznie z szefem kuchni) usiadła grzecznie do jedzenia, a Lena ćwiczyła “sztuke uwodzenia” i czarowała uśmiechem wszystkich kelnerów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz