Są takie miejsca do ktorych chciałoby sie wrócic jescze raz i na pewno należy
do nich Kordoba. Skromne, lecz bezpretensjonalne miasto zachwyciło nas
wszystkich. I każdy z nas znalazł tu coś dla siebie. Nie była to jednak miłość
od pierwszego wejrzenia i początek był raczej trudny kiedy to przyjechaliśmy pod wieczór i trafiliśmy prosto na procesję, która całkowicie
zablokowała centrum miasta gdzie mieliśmy hotel. Na szczęscie dzięki uprzejmości
lokalnej policji( Maciek do dzisiaj wspomina śliczną polcjantkę z “frenchem” na
paznokciach), która wyprowadziła nas z gmatwaniny waskich uliczek prosto na
parking poza centrum skąd piechotą dotarliśmy do hotelu. Upajając się delikatną
wonią kwitnacych pomarańczy podziwialiśmy po drodze najpiękniejszy meczet na Półwyspie
Iberyjskim-Mezquita, który w blasku księżyca robił niesamowite wrazenie. Gdy
dotarliśmy do celu okazało się, że mieszkamy w pięknym hotelu w samym sercu
miasta “z widokiem” na wyszukane patia. Jeszcze wieczorem, po połozeniu dzieci spac w trybie
“zmianowym” poszlismy zwiedzic okolicę- czytaj lokalne bary tapas. I jakoś tak nogi same nas poniosły
do baru o tajemniczej nazwie “ Los palcos”. To rzeczywiście los-przeznaczenie nas
przygnało do tego lokalu, w którym to okazało sie, że dają najlepsze tapas i
sangrię w całej Andaluzji. I te oliwki...(specjalnie nacinane, trzymane w
zaprawie czosnkowej) po prostu ”palcos” lizac! Na drugi dzień po pysznym śniadaniu
i “prasówce” z kawą pożegnaliśmy z żalem nasz hotel i ruszyliśmy w kierunku
meczetu, mijajac po drodze nasze “Los palcos” z mocnym postanowieniem, że
przyjdziemy tu w porze obiadowej. Za dnia Mezquita robi jeszcze wieksze
wrazenie i to już od progu- “Przypominajacy wnętrze namiotu las podpór,
przywodzi na myśl pustynie“. Taka wielka liczba kolumn miała podobno optycznie
powiększyć wnętrze meczetu. Kiedy na chwilę
z kadru znikneli turyści miałam
wrazenie, że czas się ztrzymał i słyszę
głos imama przewodzącego modłom. Środkową część świątyni zajmuje renesansowa
katedra wzniesiona 300 lat po rekonkwiście. Karol V, który zlecił budowlę tejże,
po jej zakonczeniu zrozumiał podobno swój błąd I miał powiedzieć do członków
kapituły ”Stworzyliście coś, co mógł wznieść ktokolwiek, w dowolnym miejscu na świecie,
a zniszczyliście coś całkowicie wyjatkowego”. Po takich duchowych przeżyciach
z przyjemnością udaliśmy się do naszego baru na obiecane tapas, mijajac po
drodze przepiękne patia, które sa podobno prawdziwą dumą Kordoby, a władze
miasta co roku w maju organizuja “Festiwal patiów”. W “Los palcos” kelnerzy
przywitali nas jak starych znajomych proponujac nam od razu sangrie:) i
oliwki...Tym razem przenieśliśmy się na patio i tam rozkoszowaliśmy sie “boskimi
tapas”. Nie wiem czy to magia tego miejsca, ale dziewczynki też czuły sie tam
wysmienicie. Pola
po zwiedzeniu wszystkich zakamarków i obfotografowaniu obsługi (łącznie z
szefem kuchni) usiadła grzecznie do jedzenia, a Lena ćwiczyła “sztuke uwodzenia”
i czarowała uśmiechem wszystkich kelnerów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz