piątek, 17 maja 2013

"Las Fernandez"


W Barcelonie konsumpcyjny (w dosłownym tego słowa znaczeniu) styl życia wydaje się niepodzielnie panować  biorąc pod uwagę ilość restauracji i barów tapas przypadających na 1m2. Szczególnie tych  ostatnich zwanych czasami pinhos jest zatrzęsienie. Kiedyś tapas podawano  gratis do napojów, dziś zwyczaj ten uchował się jedynie w Grenadzie o czym przekonaliśmy się będąc tam w zeszłym roku. Do dziś wspominamy też z rozrzewnieniem znakomity bar tapas w Kordobie o tajemniczej nazwie "Los Palcos"...Okazuje się, że w Barcelonie większość barów tapas prowadzą osoby z różnych regionów Hiszpanii  zwłaszcza z Galicji i Kraju Basków. Miałyśmy też okazję spróbować typowego katalońskiego tapas zwanego "llesca"-kromka chleba a raczej pajda natarta czosnkiem, pomidorem i polana oliwą z oliwek bardziej znana jako "pamb tomaquet" czyli chleb z pomidorem. Jednak na niezapomnianą kulinarną ucztę trafiłyśmy dopiero drugiego dnia wieczorem, kiedy to wybrałyśmy się do restauracji "Las Fernandez" poleconej nam przez właścicielkę wynajmowanego mieszkania. Aby tam dotrzeć musiałyśmy przejść przez znaczną część dzielnicy "EL Raval" zwanej  również ulicą uchodźców, która mimo "turystycznego" blasku ma swoje ciemne strony i zaułki, więc raczej odradza się zapuszczanie w jej uliczki wieczorową porą. Jednak głód (na pewno nie przygód) okazał się silniejszy niż zdrowy rozsądek a na miejscu już po pierwszych kęsach wiedziałyśmy, że było warto:). Tym bardziej, że od razu wpadłyśmy w "ramiona " charyzmatycznej właścicielki, która w oka mgnieniu wyczarowała dla nas wolny stolik i poradziła co wybrać z menu. I trzeba przyznać, że trafiliśmy na prawdziwie niebiańską ucztę: świeże małże, paszteciki, grillowana ośmiornica i pyszna ryba a do tego dobre białe wino. No i ta  wspaniała atmosfera lokalu, który razem ze swoja niesamowitą  szefową i kelnerami wyglądał jak kadr z filmów Almodovara. Tak nam się spodobało jadło w "Las Fernandez", że stołowałyśmy się tam już do końca naszego pobytu w Barcelonie i za każdym razem trafiałyśmy na jakiś niebiański przysmak, który będziemy jeszcze długo wspominać...




























3 komentarze:

  1. Wyglądam na tych zdjęciach, jak nie po lapmce, ale po całej butelce wina ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basia-normalnie wyglądasz jak po dwóch butelkach. Bylas na odtruciu więc?

      Usuń
  2. Ech, czas był najwyższy ;)

    OdpowiedzUsuń