sobota, 12 stycznia 2013

"100 lat, 100 lat..."






















Dokładnie 4 stycznia stuknął nam rok naszego pobytu "w obcym kraju"(jak mówiła Pola). Rok, który zdawałoby się,  minął jak jeden dzień, ale w ciągu którego "oswajaliśmy" ten kraj. Powoli, ale tak, że choć z początku obcy to stał się dla nas drugim domem. I zarówno rok temu jak i teraz po powrocie z Polski pierwsze kroki skierowaliśmy prosto nad ocean. Tym razem jednak Maciek zrezygnował z morskiej kąpieli i wybraliśmy się na spacer do mało uczęszczanej, niekomercyjnej części Costa Nova, która słynie przede wszystkim z pięknych, szerokich plaż, dobrych restauracji rybnych  i "pasiastych domków". Znajduje się też tam spory targ rybny (o którym pisałam ostatnio) i klimatyczna  rybacka dzielnica. A właściwie mała wioska rybacka, w której czas stanął w miejscu tzn. stare domki, wąskie uliczki pełne biegających, roześmianych dzieciaki, malutkie kawiarenki itp...To tutaj oprócz świeżych ryb z sieci można kupić np. bolos de bacalhau (paszteciki z suszonego dorsza) prosto z pieca...albo po prostu przejść się wzdłuż rozwieszonych sieci rybackich i kolorowego prania. Po drodze mijamy tradycyjne domy oklejone niebieskimi azulejos, staruszków wygrzewających się na słońcu w towarzystwie kotów i psów by drewnianym pomostem  dojść nad sam ocean. Idąc w przeciwną stronę można "zahaczyć" po drodze o słodką pastelaria, w której serwują ponoć najlepsze pasteis de nata w okolicy i chrupiące bułeczki z marchewką czy z burakami-ulubiona przekąska Poli. Dalej droga prowadzi prosto nad lagunę, w której podczas odpływu można natknąć się na poławiaczy małży, ślimaków i omułków, które  można nabyć prosto ze sprawdzonego źródła a raczej z wiadra:).

1 komentarz:

  1. No właśnie - 4 stycznia. Jeszcze tylko jakieś 8 miesięcy-komentujący - baczność!

    OdpowiedzUsuń