czwartek, 4 października 2012

"Z wizytą "






Portugalskie domy na pierwszy rzut oka nie różnią się bardzo od naszych z wyjątkiem tych starszych, które pokrywają dekoracyjne płytki ceramiczne zwane Azulejos. W niedzielę mieliśmy okazję nie tylko obejrzeć portugalski dom, ale również "posmakować" tradycyjnej portugalskiej kuchni goszcząc na obiedzie, na który zaprosili nas znajomi Maćka z uczelni. Nie była to do końca portugalska casa (dom), ale może dlatego, że gospodyni jest Portugalką a gospodarz pochodzi z Białorusi. W środku mieszkanie prezentowało się jeszcze bardziej okazale i wydawało się jeszcze większe. Niestety duży metraż dla nas okazał się "zabójczy" bo musieliśmy się nieźle nabiegać za Leną. I mieć oczy szeroko otwarte uważając aby nie stłukła żadnej rodzinnej pamiątki czy szklanych bibelotów, którymi był udekorowany cały dom. Poli nie trzeba było tym razem pilnować bo sama pilnowała a raczej hipnotyzowała kocura, który na początku jak zobaczył nasze "żywe srebra" dał drapaka, ale po jakimś czasie udało się Poli go udobruchać na tyle, że pozwolił na siebie patrzeć...z pewnej odległości. Był jeszcze drugi kot, który od razu zaszył się w mysiej dziurze i nie wyściubił z niej nosa przez całą naszą wizytę. Na przywitanie gospodarze poczęstowali nas caipirinhią  a potem zaprosili do stołu na "prato do dia"(danie dnia) na które składało się: secretos deporco(wieprzowe sekrety), lombinho de porco(polędwica), zapiekanka z ziemniaków oraz sałata z rukolą w sosie vinegret. Obiad był bardzo smaczny i na pewno tradycyjnie portugalski. Na deser gospodarze  podali jeszcze mus z mango, kawę oraz owocowy likier zwany Jeropiga. Ta domowa nalewka podobno najlepiej smakuje w listopadzie  z pieczonymi kasztanami. Tylko nie wiem czy dostaniemy zaproszenie na ponowną degustację, bo nasze latorośle nieźle dały się kotom we znaki, ale mam nadzieję, że do listopada zarówno gospodarze jak i ich inwentarz dojdą do siebie:).

2 komentarze:

  1. Pragne poinformować, że my również dorobiliśmy się kota. W związku z tym, po powrocie na rodzinny dolny ślask, nie oczekujcie od nas zaproszenia. Kotek jest wyjatkowo ufny i niechciałbym aby przezył jakaś bolesną traumę.
    ;-))
    Ale być może, znajome małżeństwo koreańczyka i libanki, zaprosi was na prawdziwy polski obiad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa... Tucz zwierzaka - będzie bezboleśnie i fachowo. Wtedy to znajome małżenstwo Libańczyka i Koreanki z Glenn Close w postaci kucharki zaprosi was na prawdziwą ucztę "Sajgoniarz Miau-Miau". Pazurki lizać...

      Usuń