niedziela, 21 października 2012

"O czym szumią cedry"


















Lasy Busaco a właściwie Mata Nacional do Busaco to, podobno obok kafelków azulejos i suszonego bacalhau(dorsza), jeden ze znaków rozpoznawczych Portugalii. Te najsłynniejsze i najbardziej szanowane lasy w kraju w średniowieczu należały całkowicie do Kościoła. Pierwsze wzmianki na ten temat datowane są na VI w. kiedy to  benedyktyńscy mnisi założyli w lasach pustelnię a w XVII w. osiedlili się tam karmelici, którzy zbudowali mur, który do tej pory wyznacza granice lasu. Pierwotnie nie mogły do niego wchodzić kobiety a papież Urban VIII wydał bullę, która nakładała ekskomunikę na każdego, kto zniszczy choćby jedno drzewo w tym lesie. Karmelici sprowadzili z całego świata niezliczone gatunki drzew, min.: sosnę himalajską, japońskie drzewa kamforowe, cedry libańskie, miłorzęby japońskie i wiele, wiele  innych. Dość powiedzieć, że obecnie rośnie tam ok. 700 gatunków drzew. Lasy Busaco, oprócz tego, że były przez wieki własnością Kościoła,  zapisały się w historii Portugalii jeszcze z innego, mniej religijnego powodu. Podczas wojny o niepodległość Hiszpanii (słynna bitwa pod Busaco w 1810 r.) były miejscem, w którym armia Napoleona doświadczyły pierwszej znaczącej porażki dostając baty od zjednoczonych wojsk portugalsko-angielskich. Portugalczycy aby uczcić swoje zwycięstwo nad Napoleonem co roku organizują huczną inscenizację bitwy w strojach z epoki. Obecnie lasy Busaco nie są już na szczęście polem bitew, a jedyne manewry, które się tam odbywają to rodzinne pikniki i turyści szukający ukojenia wśród starych drzew. My też postanowiliśmy odwiedzić to znane miejsce i poszukać cienia, tym bardziej, że jeszcze dwa tygodnie temu upał był nie do wytrzymania (we Wrocławiu było wtedy 10 st.). Zanim trafiliśmy do lasu zatrzymaliśmy się w Palace Hotel do Bucaco, dawnej rezydencji królewskiej w stylu neomanuelińskim wzniesionej w XIX w. Obecnie przekształcono ją w luksusowy hotel, w którym to za odpowiednią opłatę można wynająć pokój zajmowany kiedyś przez Manuela II. My jednak zadowoliliśmy się kawą podaną w pałacowych wnętrzach :). Po drodze Zajrzeliśmy jeszcze do kościoła i do cel mnichów, które jako jedyne pozostały po opactwie karmelitów. Potem zaszyliśmy się w lesie aby po jakimś czasie zmęczeni tułaniem się po leśnych ostępach zasiąść przy piknikowym "stole". Wracając do domu zahaczyliśmy jeszcze o uzdrowisko Luso położone 3 km za lasem by zaczerpnąć wody z "cudownego źródełka". Okazuje się bowiem, że woda ta, którą pije cała Portugalia ma właściwości lecznicze i wspomaga min.leczenie reumatyzmu. Można ją co prawda kupić w każdym supermarkecie, ale wiadomo, że u źródła smakuje lepiej. My też wzięliśmy przykład z tubylców i napełniliśmy swoje pięciolitrowe baniaczki prosto ze źródełka Sao Joao (Św.Jana) i w ten sposób zaopatrzyliśmy się w ten boski trunek na parę miesięcy. Myślę, że po wyczerpaniu zapasów wrócimy jeszcze do Luso ponieważ okolica ta zwana jest również winiarską krainą i podobno warto zatrzymać się na degustację w tamtejszych winnicach.



5 komentarzy:

  1. Domyślam się, ile mogła kosztować ta kawa w takiej scenerii... A kogo posadzicie za kierownicą, jak przyjedziecie na winną degustację? Lenkę, czy Polcię?

    OdpowiedzUsuń
  2. Izo!
    Skąd wytrzasnęłaś tego robin huda? Czyżbyś znalazła go w tym lesie wegetujacego w ziemiance ? ( i nie chodzi tu o przyprawianie zupy)
    A moze to robinson kruzo, przypłynał na tej swojej opływowej desce z wyspy bezludnej?
    Kto by to nie był - to dzikus! Trzymaj się od niego z daleka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Micho!
      Wtul borsuczą łapkę w futerko kotka, siądź przy kominku, załóż kolanko na kolanko, pyknij fajeczkę i zadumaj. Niech ogarnie cię refleksja o "carpe diem" i "non omnis ormiar". A tu niestety tylko "karp dnia" i "niewielki rozmiar". Przemyśl swój żywot i zapłacz - przyniesie ci ulgę. Na kogo podnosili swe ręcę ujazdowski z jurkiem i ziobrem do spółki? Gdzie teraz są? Dobrze radzę - nie szkaluj a i tobie dane będzie wyrwać się ze swojego ziemniaczanego kociołka, zapomnieć o nędznej swej wegetacji, nie ładowac sie do swego samo-huda, nie byc choć raz Piętaszkiem, nie bawić się swoim... Nie idź tą drogą, nie bądź dziadem!

      Usuń
  3. Oto Twa , Macieju, kolejna bełkotliwa wypowiedź, z której konstatuję, że nie gardzisz anielskim pyłem, którym częstują Cię portugalscy koledzy w zaciszu laboratoriów.
    A wcielając w życie swoją maksymę "Nie odmawiam pacierza i ziela" raczysz się zapewne, zapodawanym przez nich Folium cannabis sativae crudum.
    Macieju - Przyjacielu - Nie ćpaj więcej!
    A co do robina huda i robinsona, masz rację. Poniosło mnie.
    Bardziej pasuje do Ciebie Rumcajs (no wiesz, ten z Żacholeckiego lasu) Taki straszno-komiczny koleś w kapeluszu, z przekrzywioną dwururką. Cały Maciuś.
    Z leśny pozdrowieniem darz bór
    michu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola Amigo! Wnoszę, iż pisać do Ciebie czystą polszczyzną zaczerpniętą od naszych, polskich przedstawicieli Romantyzmu jest bezcelowe gdyz Ty zatrzymałeś się byłeś na przed-rejowskiej łacinie. Piękny ten język w twych ustach nabiera jednak brzmienia łaciny rynsztokowej. Sadzisz, iż kilka wtrąceń zapożyczonych od futurystów ("Nuż w bżuhu. 2 jednodńuwka futurystuw") pozwoli zakwalifikować Ciebie do klasy co najmniej średniej. Nic bardziej mylnego. Język Piętaszka wraz z rumcajsową gwarą to poziom mowy sięgający dna i wodorostów. No, ale cóż - na szczęście glejak jest wyleczalny i zdrów kiedyś będziesz.
      Jeżeli nie dotarło to nieco prościej. Jesteś Stavrosem.
      Dalej nic? To może chociaż ("do it" to w wolnym tłumaczeniu "zrób to"): http://www.youtube.com/watch?v=SXWDuoMY_ek

      Usuń