Lasy Busaco a właściwie Mata Nacional do Busaco to, podobno obok kafelków azulejos i suszonego bacalhau(dorsza), jeden ze znaków rozpoznawczych Portugalii. Te najsłynniejsze i najbardziej szanowane lasy w kraju w średniowieczu należały całkowicie do Kościoła. Pierwsze wzmianki na ten temat datowane są na VI w. kiedy to benedyktyńscy mnisi założyli w lasach pustelnię a w XVII w. osiedlili się tam karmelici, którzy zbudowali mur, który do tej pory wyznacza granice lasu. Pierwotnie nie mogły do niego wchodzić kobiety a papież Urban VIII wydał bullę, która nakładała ekskomunikę na każdego, kto zniszczy choćby jedno drzewo w tym lesie. Karmelici sprowadzili z całego świata niezliczone gatunki drzew, min.: sosnę himalajską, japońskie drzewa kamforowe, cedry libańskie, miłorzęby japońskie i wiele, wiele innych. Dość powiedzieć, że obecnie rośnie tam ok. 700 gatunków drzew. Lasy Busaco, oprócz tego, że były przez wieki własnością Kościoła, zapisały się w historii Portugalii jeszcze z innego, mniej religijnego powodu. Podczas wojny o niepodległość Hiszpanii (słynna bitwa pod Busaco w 1810 r.) były miejscem, w którym armia Napoleona doświadczyły pierwszej znaczącej porażki dostając baty od zjednoczonych wojsk portugalsko-angielskich. Portugalczycy aby uczcić swoje zwycięstwo nad Napoleonem co roku organizują huczną inscenizację bitwy w strojach z epoki. Obecnie lasy Busaco nie są już na szczęście polem bitew, a jedyne manewry, które się tam odbywają to rodzinne pikniki i turyści szukający ukojenia wśród starych drzew. My też postanowiliśmy odwiedzić to znane miejsce i poszukać cienia, tym bardziej, że jeszcze dwa tygodnie temu upał był nie do wytrzymania (we Wrocławiu było wtedy 10 st.). Zanim trafiliśmy do lasu zatrzymaliśmy się w Palace Hotel do Bucaco, dawnej rezydencji królewskiej w stylu neomanuelińskim wzniesionej w XIX w. Obecnie przekształcono ją w luksusowy hotel, w którym to za odpowiednią opłatę można wynająć pokój zajmowany kiedyś przez Manuela II. My jednak zadowoliliśmy się kawą podaną w pałacowych wnętrzach :). Po drodze Zajrzeliśmy jeszcze do kościoła i do cel mnichów, które jako jedyne pozostały po opactwie karmelitów. Potem zaszyliśmy się w lesie aby po jakimś czasie zmęczeni tułaniem się po leśnych ostępach zasiąść przy piknikowym "stole". Wracając do domu zahaczyliśmy jeszcze o uzdrowisko Luso położone 3 km za lasem by zaczerpnąć wody z "cudownego źródełka". Okazuje się bowiem, że woda ta, którą pije cała Portugalia ma właściwości lecznicze i wspomaga min.leczenie reumatyzmu. Można ją co prawda kupić w każdym supermarkecie, ale wiadomo, że u źródła smakuje lepiej. My też wzięliśmy przykład z tubylców i napełniliśmy swoje pięciolitrowe baniaczki prosto ze źródełka Sao Joao (Św.Jana) i w ten sposób zaopatrzyliśmy się w ten boski trunek na parę miesięcy. Myślę, że po wyczerpaniu zapasów wrócimy jeszcze do Luso ponieważ okolica ta zwana jest również winiarską krainą i podobno warto zatrzymać się na degustację w tamtejszych winnicach.
niedziela, 21 października 2012
"O czym szumią cedry"
Lasy Busaco a właściwie Mata Nacional do Busaco to, podobno obok kafelków azulejos i suszonego bacalhau(dorsza), jeden ze znaków rozpoznawczych Portugalii. Te najsłynniejsze i najbardziej szanowane lasy w kraju w średniowieczu należały całkowicie do Kościoła. Pierwsze wzmianki na ten temat datowane są na VI w. kiedy to benedyktyńscy mnisi założyli w lasach pustelnię a w XVII w. osiedlili się tam karmelici, którzy zbudowali mur, który do tej pory wyznacza granice lasu. Pierwotnie nie mogły do niego wchodzić kobiety a papież Urban VIII wydał bullę, która nakładała ekskomunikę na każdego, kto zniszczy choćby jedno drzewo w tym lesie. Karmelici sprowadzili z całego świata niezliczone gatunki drzew, min.: sosnę himalajską, japońskie drzewa kamforowe, cedry libańskie, miłorzęby japońskie i wiele, wiele innych. Dość powiedzieć, że obecnie rośnie tam ok. 700 gatunków drzew. Lasy Busaco, oprócz tego, że były przez wieki własnością Kościoła, zapisały się w historii Portugalii jeszcze z innego, mniej religijnego powodu. Podczas wojny o niepodległość Hiszpanii (słynna bitwa pod Busaco w 1810 r.) były miejscem, w którym armia Napoleona doświadczyły pierwszej znaczącej porażki dostając baty od zjednoczonych wojsk portugalsko-angielskich. Portugalczycy aby uczcić swoje zwycięstwo nad Napoleonem co roku organizują huczną inscenizację bitwy w strojach z epoki. Obecnie lasy Busaco nie są już na szczęście polem bitew, a jedyne manewry, które się tam odbywają to rodzinne pikniki i turyści szukający ukojenia wśród starych drzew. My też postanowiliśmy odwiedzić to znane miejsce i poszukać cienia, tym bardziej, że jeszcze dwa tygodnie temu upał był nie do wytrzymania (we Wrocławiu było wtedy 10 st.). Zanim trafiliśmy do lasu zatrzymaliśmy się w Palace Hotel do Bucaco, dawnej rezydencji królewskiej w stylu neomanuelińskim wzniesionej w XIX w. Obecnie przekształcono ją w luksusowy hotel, w którym to za odpowiednią opłatę można wynająć pokój zajmowany kiedyś przez Manuela II. My jednak zadowoliliśmy się kawą podaną w pałacowych wnętrzach :). Po drodze Zajrzeliśmy jeszcze do kościoła i do cel mnichów, które jako jedyne pozostały po opactwie karmelitów. Potem zaszyliśmy się w lesie aby po jakimś czasie zmęczeni tułaniem się po leśnych ostępach zasiąść przy piknikowym "stole". Wracając do domu zahaczyliśmy jeszcze o uzdrowisko Luso położone 3 km za lasem by zaczerpnąć wody z "cudownego źródełka". Okazuje się bowiem, że woda ta, którą pije cała Portugalia ma właściwości lecznicze i wspomaga min.leczenie reumatyzmu. Można ją co prawda kupić w każdym supermarkecie, ale wiadomo, że u źródła smakuje lepiej. My też wzięliśmy przykład z tubylców i napełniliśmy swoje pięciolitrowe baniaczki prosto ze źródełka Sao Joao (Św.Jana) i w ten sposób zaopatrzyliśmy się w ten boski trunek na parę miesięcy. Myślę, że po wyczerpaniu zapasów wrócimy jeszcze do Luso ponieważ okolica ta zwana jest również winiarską krainą i podobno warto zatrzymać się na degustację w tamtejszych winnicach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Domyślam się, ile mogła kosztować ta kawa w takiej scenerii... A kogo posadzicie za kierownicą, jak przyjedziecie na winną degustację? Lenkę, czy Polcię?
OdpowiedzUsuńIzo!
OdpowiedzUsuńSkąd wytrzasnęłaś tego robin huda? Czyżbyś znalazła go w tym lesie wegetujacego w ziemiance ? ( i nie chodzi tu o przyprawianie zupy)
A moze to robinson kruzo, przypłynał na tej swojej opływowej desce z wyspy bezludnej?
Kto by to nie był - to dzikus! Trzymaj się od niego z daleka!
Micho!
UsuńWtul borsuczą łapkę w futerko kotka, siądź przy kominku, załóż kolanko na kolanko, pyknij fajeczkę i zadumaj. Niech ogarnie cię refleksja o "carpe diem" i "non omnis ormiar". A tu niestety tylko "karp dnia" i "niewielki rozmiar". Przemyśl swój żywot i zapłacz - przyniesie ci ulgę. Na kogo podnosili swe ręcę ujazdowski z jurkiem i ziobrem do spółki? Gdzie teraz są? Dobrze radzę - nie szkaluj a i tobie dane będzie wyrwać się ze swojego ziemniaczanego kociołka, zapomnieć o nędznej swej wegetacji, nie ładowac sie do swego samo-huda, nie byc choć raz Piętaszkiem, nie bawić się swoim... Nie idź tą drogą, nie bądź dziadem!
Oto Twa , Macieju, kolejna bełkotliwa wypowiedź, z której konstatuję, że nie gardzisz anielskim pyłem, którym częstują Cię portugalscy koledzy w zaciszu laboratoriów.
OdpowiedzUsuńA wcielając w życie swoją maksymę "Nie odmawiam pacierza i ziela" raczysz się zapewne, zapodawanym przez nich Folium cannabis sativae crudum.
Macieju - Przyjacielu - Nie ćpaj więcej!
A co do robina huda i robinsona, masz rację. Poniosło mnie.
Bardziej pasuje do Ciebie Rumcajs (no wiesz, ten z Żacholeckiego lasu) Taki straszno-komiczny koleś w kapeluszu, z przekrzywioną dwururką. Cały Maciuś.
Z leśny pozdrowieniem darz bór
michu
Ola Amigo! Wnoszę, iż pisać do Ciebie czystą polszczyzną zaczerpniętą od naszych, polskich przedstawicieli Romantyzmu jest bezcelowe gdyz Ty zatrzymałeś się byłeś na przed-rejowskiej łacinie. Piękny ten język w twych ustach nabiera jednak brzmienia łaciny rynsztokowej. Sadzisz, iż kilka wtrąceń zapożyczonych od futurystów ("Nuż w bżuhu. 2 jednodńuwka futurystuw") pozwoli zakwalifikować Ciebie do klasy co najmniej średniej. Nic bardziej mylnego. Język Piętaszka wraz z rumcajsową gwarą to poziom mowy sięgający dna i wodorostów. No, ale cóż - na szczęście glejak jest wyleczalny i zdrów kiedyś będziesz.
UsuńJeżeli nie dotarło to nieco prościej. Jesteś Stavrosem.
Dalej nic? To może chociaż ("do it" to w wolnym tłumaczeniu "zrób to"): http://www.youtube.com/watch?v=SXWDuoMY_ek