środa, 1 sierpnia 2012

"O mais pequeno teatro do mundo" (Najmniejszy teatr świata)


"Sezon ogórkowy", który kojarzy nam się z letnią "posuchą" w życiu politycznym i kulturalnym, tu w Portugalii praktycznie nie istnieje.Trudno bowiem mówić o zastoju kulturalnym  mimo nieczynnych teatrów,sal koncertowych,kabaretów skoro wszystko to hula w najlepsze z tym, że na zielonej trawce.To właśnie w plenerach,odbywają się teraz koncery,spektakle i fiesty trwające nierzadko do białego rana.Na letniej scenie repertuar może trochę "lżejszego kalibru", ale każdy znajdzie tu coś dla siebie - nawet bardziej wymagający melomani.Świętują po kolei okoliczne miasteczka o czym wiemy dzięki głośnej muzyce i sztucznym ogniom odpalanym codziennie, wieczorową porą.Nawet taka mała Coutada, która liczy na oko 100 osób świetowała i to przez dwa dni.W Ilhavo też odbył się letni festyn pod gołym niebem.Z tej okazji w parku wybudowano dużą scenę, na której moglismy podziwiać występy artystów z całego kraju w repertuarze od muzyki klasycznej po piosenkę lekką,łatwą i przyjemną np.portugalskie disco.Nie zapomniano też o najmłodszych i dla nich przygotowano różne gry i zabawy na świeżym powietrzu.Dostałyśmy z Polą również zaproszenie do Najmniejszego teatru świata", który mieścił się w... przyczepie kempingowej.W związku z tym, że liczba miejsc była ograniczona szybko zajęłyśmy miejsce w "pierwszym rzędzie" obok portugalskiej dziatwy.Wkrótce na scenie pojawił się jeden jedyny człowiek, który odgrywał jednocześnie rolę aktora, narratora i konfenransjera.Choć tak naprawdę bardziej przypominał mi wędrownego  gawędziarza zajmującego  sie opowiadaniem baśni czy dykteryjek niż profesjonalnego aktora.I trzeba przyznać, że był tak przekonujący w swoim bajaniu że siedziałysmy z Polą jak zaczarowane.Historias do dia (historie dnia), którą przedstawiał toczyła się w norweskich fiordach i opowiadała o awanturniczych przygodach pewnego żeglarza o imieniu Crispin.Poli się bardzo podobało tylko nie wiem czy ze względu na występującą tam księżniczkę czy dlatego, że robiła za mojego tłumacza.Po obiedzie załapaliśmy się jeszcze  na wieczorny interaktywny spektakl, w którym również pierwsze skrzypce grał jeden aktor, ale z udziałem publiczności.Po takiej dawce  kultury na świeżym powietrzu udaliśmy się bardzo kulturalnie do domu...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz