sobota, 15 czerwca 2013

"Tam gdzie rodzi się porto"






W górę rzeki, ok. 100km. przed miastem Regua zniknęły gdzieś urocze miasteczka i przystanie, a pojawiły się pierwsze winnice. Krajobraz też uległ zmianie: zielone, zalesione wzgórza zastąpiły rzędy winorośli porastających szczyty. I tak o to wpłynęliśmy w najważniejszy rejon winiarski Doliny Douro, który obejmuje kilka dopływów "złotej rzeki": Corgo, Torto, Pinhao i Tua. Charakterystyczna gleba łupkowa jest kamienista i uboga, a lokalne warunki klimatyczne skrajne tzn. zimy są tu bardzo chłodne i wilgotne, a lata gorące i suche. Temperatura wzrasta również dlatego, że promienie słoneczne odbijają się od krystalicznych stoków wzgórz a ogromne bryły łupkowe absorbują ciepło w ciągu dnia i uwalniają nocą. Wszystko to stwarza doskonałe warunki do uprawy najlepszych gatunków winorośli,  z których powstaje wyborne porto. W Regua, która jest stolicą doliny Douro mieliśmy pierwszy przystanek gdzie znaczna część pasażerów opuściła nasz statek. Dalej płynęliśmy tylko z "zaprzyjaźnioną" parą Anglików, Polakiem, Azjatką i kilkoma Niemcami tak, że praktycznie mieliśmy cały "Pirate de Azul" dla siebie :). Co podobało się szczególnie dziewczynkom, które poznały tam chyba każdy zakamarek niewyłączając baru pod pokładem gdzie zapoznały się z barmanką co skończyło się wspólnym zdjęciem :). Na pokładzie też było przyjemnie , ale coraz bardziej gorąco, bo płynęliśmy po Terra Quente (gorąca ziemia), gdzie nawet krajobraz zrobił się  śródziemnomorski a na tarasowych zboczach doliny pojawiły się liczne  winnice. Płynne linie winorośli pokrywających zbocza przerywały jedynie tablice z nazwami takich wytwórców wina porto jak: Sandeman, bądź Barros czy Calem. Minęliśmy też sielskie quintas (gospodarstwa wiejskie) a wśród nich przycupniętą przy samej rzece Quinta Dona Matilde. Z zaciekawieniem obserwowaliśmy również trasę kolei, która rzeczywiście wydawała się niezwykle malownicza - to biegnła blisko rzeki, to ją przecinała, wciskając się między skalane ściany. Aż dopłynęliśmy do końcowej stacji naszej podróży "w  górę rzeki"-Pinhao, która leży w samym sercu krainy porto. Podziękowaliśmy kapitanowi i obsłudze za udany rejs i wraz z nieliczną grupą "lądowych szczurów" udaliśmy się podstawionym autokarem do miejscowej quinta na winne degustacje. Po drodze jeszcze pstryknęłam parę zdjęć na stacji kolejowej w Pinhao udekorowanej  azulejos przedstawiające sceny z życia na rzece Douro. Za chwilę siedzieliśmy  już wygodnie w autobusie, który mknął serpentynami  do naszej quinta.... , która znajdowała się gdzieś hen wysoko na wzgórzach. Żałowałam tylko, że nie miałam  przy sobie aparatu (schowany był w bagażniku), bo widoki zapierały dech w piersiach. Douro z tej  perspektywy wyglądało przepięknie i rzeczywiście w słońcu jej wody mieniły się niczym złota wstęga opasująca wzgórza i winnice. Na miejscu przywitala nas podwórkowa kapela i sfora oswojonych a może ospałych psów, co jednak naszym córeczkom nie czyniło większej różnicy. W ogóle było tak sielsko, że aż szkoda było nam wracać, ale po owocnej degustacji przewodnik dał sygnał do odjazdu. Do Porto dotarliśmy  już nocą i nie mogliśmy wyjść z podziwu jak to portowe miasto pięknie wyglądało pod  jej osłoną. Jego panorama "a noite" była wspaniałym podsumowaniem tego niezwykłego rejsu pod szyldem wina Porto: od piwnic gdzie jest składowany osiągając dojrzałość aż po źródła gdzie rozpoczyna swe dzieciństwo ten zacny trunek.















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz